Future Sight #1

Będąc świeżo po seansie Prometeusza Ridley'a Scott'a powróciły moje rozważania na temat sztucznej inteligencji, androidów i tego co nas od nich odróżnia (a przynajmniej będzie odróżniać na początku). Scott sięgnął w swojej nowej produkcji po dość stary, jednak nadal bardzo popularny wśród filmów science-fiction, motyw dialogu między człowiekiem a maszyną. Podobnie jak w Obcy - 8 pasażer Nostromo wśród załogi statku badawczego "Prometeusz" znajduje się android - humanoidalny robot, obdarzony sztuczną inteligencją, mający możliwie najdokładniej imitować człowieka. 
W zasadzie motyw ten przewinął się przez wszystkie części Obcego, nie tylko tą Ridley'owską i tak: w pierwszej części poznaliśmy Ash'a, zastąpionego w dwóch kolejnych produkcjach przez nowszy model - Bishop'a; Przebudzenie zaserwowało nam coś świeżego w postaci Annalee Call, która jest androidem drugiej generacji - robotem stworzonym przez inne roboty. 
Na pokładzie Prometeusza poznajemy David'a granego przez Fassbender'a (bynajmniej nie będę się rozwodził nad jego talentem aktorskim - zostawię to Malkontentce). Zanim przejdę dalej przedstawię jeszcze jedną, ważną dla tematu personę. Data, drugi oficer USS Enterprise (Star Trek: Następne Pokolenie). Data "cierpi" na kompleks Pinokia, gdyż tak jak ta baśniowa żywa marionetka pragnie stać się prawdziwym człowiekiem. Ta informacja powinna nam na razie wystarczyć. Jasne, mógłbym wymienić jeszcze z tuzin innych androidów znanych z filmów, seriali, anime czy gier (choćby EDI z serii Mass Effect), jednak nie wniosłoby to moim zdaniem nic konkretnego do moich rozważań, a wręcz przeciwnie - mogłoby wprowadzić niepotrzebne zamieszanie. 
No dobrze, ale czym tak właściwie jest ta sztuczna inteligencja, na której opiera się cała idea androidów? Jest to próba przeniesienia wyższych funkcji umysłu (takich których nie da się przedstawić zero-jedynkowo) na kanwę informatyki w postaci programu, czy może raczej całego systemu programów. Takie AI powinno między innymi móc podejmować decyzje bez posiadania wszystkich danych, dowodzić twierdzeń, "rozumować" w sposób logiczny czy racjonalny (nie jeden człowiek ma z tym problem, a co dopiero wymagać tego od maszyny...), dokonywać analizy i syntezy języków naturalnych, rozgrywać gry logiczne takie jak szachy, zarządzać posiadaną wiedzą i zasobami, czy w końcu posiadać umiejętność uczenia się i wnioskowania. Badania nad sztuczną inteligencją rozpoczęły się w roku 1950 od testu na inteligencję maszyny autorstwa Alana Turinga. Na przestrzeni kilku lat powstały dwa największe  laboratoria zajmujące się tym tematem, jedno na Uniwersytecie Carnegie Mellon (A. Newell, H. Simon), drugie na słynnym M.I.T. pod kierownictwem Johna McCarthy'ego, który to w 1955 zaproponował następującą definicję sztucznej inteligencji: "konstruowanie maszyn, o których  działaniu dałoby się powiedzieć, że są podobne do ludzkich przejawów inteligencji". Tę jakże krótką lekcję historii zakończę wyjaśnieniem czym jest test Turinga. Jest to sposób określania zdolności maszyny do posługiwania się językiem naturalnym co miałoby dowodzić opanowania przez tą maszynę umiejętności myślenia w sposób podobny do ludzkiego. Jak wygląda test? Sędzia – człowiek – prowadzi rozmowę w języku naturalnym z pozostałymi stronami. Jeśli sędzia nie jest w stanie wiarygodnie określić, która ze stron jest maszyną a która człowiekiem, wtedy mówimy, że maszyna przeszła test. Zakłada się, że zarówno człowiek, jak i maszyna próbują przejść test zachowując się w sposób możliwie zbliżony do ludzkiego. Oczywiście test ten nie jest doskonały, co często jest mu wytykane, jednak podobnie jak z demokracją - nic lepszego obecnie nie posiadamy. We wrześniu 2011 rozwijany od 1988 program Cleverbot, oszukał ponad 59,3% rozmówców, myślących, że jest on człowiekiem. Do zaliczenia testu Turinga zabrakło mu 4 punktów procentowych, gdyż człowieka na tych samych zawodach rozpoznało prawidłowo 63,3% sędziów, co może budzić już niemałe obawy.
Mając już za sobą ten rys historyczny zajmijmy się czymś ciekawszym, a mianowicie tak lubianym przeze mnie gdybaniem. Przyjmijmy że obecne bariery technologiczne zostały pokonane i stoi przed nami taki David czy Data. Obaj bardzo zaawansowani, wszechstronni i posiadający wiele talentów. Są nawet w stanie stwierdzić czy coś (lub ktoś) jest piękne - zapewne na podstawie wcześniej zaprogramowanej definicji z uwzględnieniem wielu wyznaczników), albo że coś im się podoba, bądź nie. Jednak obaj nie znają bólu, ani fizycznego, ani psychicznego. Podobnie jak wszystkie emocje, które są dla nich niczym więcej jak słownikowymi definicjami i hasłami w futurystycznych odpowiednikach Wikipedii. O ile David wydaje się być tym niewzruszony, świadomość tego czym jest (co w filmie jest mu wielokrotnie wytykane) zbytnio mu nie przeszkadza i dalej wykonuje wydane mu polecenia, tak beznamiętnie, aż chce się rzec: "po trupach do celu"; o tyle Data przedstawia sobą dość odmienne podejście. Skoro wspomniałem o jego kompleksie, to wypadałoby napisać o tym coś więcej. Interesuje się filozofią, historią, sztuką i teatrem. Mimo licznych przeszkód nieustannie powiela swoje wysiłki w zrozumieniu ludzkiej natury, a jednym z jego celów jest chęć opanowania humoru. Tak, nasz humor nierzadko jest dość abstrakcyjny, co ponoć dla maszyn jest problematyczne. Aż przypominają się te wszystkie żarty, które Joker opowiada EDI na pokładzie Normandii (Mass Effect 3), po czym EDI nie potrafiąc uchwycić ich pointy zaczyna owe żarty najzwyczajniej analizować (co oczywiście mija się z celem). Wracając, wysiłki Daty często skutkują częstym skupieniem wokół siebie wielu interpersonalnych wątków o charakterze etycznym, w których paradoksalnie Data okazuje się być bardziej ludzki niż nie jeden człowiek. 
Z postacią naszego drugiego oficera USS Enterprise wiąże się jeszcze jedna dość ciekawa sprawa. Data jest właścicielem i opiekunem uroczego, rudego kota imieniem Spot. Możecie się zapytać "Co w tym takiego dziwnego?", a ja Wam odpowiem tak: jest to bardzo przewrotne, a zarazem sprytne nawiązanie do słynnej już powieści Philip'a K. Dick'a Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? zekranizowanej 14 lat później pod tytułem Blade Runner (pl: Łowca androidów), również za sprawą Ridley'a Scott'a. Chcąc wyjaśnić na czym polega fenomen Daty i Spota będę musiał przedstawić zarys fabuły książki. 
Ludzie żyją sobie na kilku skolonizowanych planetach, między innymi na Marsie, gdzie znajduje się fabryka androidów. Taki darmowy android ma być bodźcem zachęcającym pozostałych na Ziemi ludzi do emigracji na inną planetę. Ziemia jest dość dotkliwie zniszczona przez niedawną wojnę nuklearną, co przekłada się na parszywe warunki życia, choroby popromienne i mutacje. Ludzie, którzy pozostali na Ziemi dzielimy na normali (ci zdrowi, normalni) i specjali (wszyscy którzy cierpią na choroby popromienne, mają spaprane geny i tak dalej). Ci drudzy nie mają prawa do emigracji i prokreacji, gdyż stanowią zagrożenie dla ludzkiej rasy. Dalej, na Ziemi i wszystkich pozostałych koloniach panuje jedna religia - merceryzm (od ang. mercy). W telegraficznym skrócie: my, ludzie, powinniśmy być świadomi duchowej wspólnoty ze wszystkim co żywe (od robaczków zaczynając, przez zwierzątka, a na innych ludziach kończąc). Podstawą moralną tejże religii jest wzbudzenie poczucia winy wobec innych ludzi i świata zwierząt za to jak zdewastowaliśmy Ziemię. Merceryzm ma na celu również zaszczepienie w wyznawcach poczucia odpowiedzialności za innych (czy raczej tego co zostało), a jak najlepiej przenieść to z teorii do praktyki? Dać każdemu zwierzątko, którym będzie się opiekował. Problem w tym, że żywych zwierząt jest znacznie mniej niż ludzi. Doprowadza to do sytuacji w której to jakie zwierzę posiadasz pod swoją opieką świadczy o Twoim prestiżu, zamożności i pozycji społecznej. Nie martwcie się, dla tych biedniejszych też coś się znajdzie: jakiś pająk, mała jaszczurka, albo elektro-mechaniczny odpowiednik psa, kota czy innej owcy. Takie duże ruszające się Tamagotchi. Taką właśnie mecha-owcę posiada główny bohater książki. Widzicie o co mi chodziło? W powieści Dick'a żywy człowiek opiekuje się mechanicznym zwierzakiem, a w Star Trek'u to mechaniczny człowiek opiekuje się żywym zwierzakiem. Data po raz kolejny wychodzi na bardziej ludzkiego i empatycznego niż niejeden homo sapiens. 
Chciałbym jeszcze na chwilę powrócić do postaci głównego bohatera wspomnianej książki/filmu. Rick Deckard jest zawodowym łowcą androidów pomagającym policji w tropieniu i likwidacji tych zbuntowanych egzemplarzy, które wbrew prawu i wszelkim zakazom uciekli z kolonii na Ziemię (by to uczynić muszą zabić swojego właściciela). Rick'a trapią pewne rozterki moralne. Skoro zgodnie z doktryną religijną większość ludzi opiekuje się sztucznymi pupilami i wmawia im się, że w ten sposób uczą się czegoś dobrego, to dlaczego ludzie nie mogą koegzystować ze stworzonymi przez siebie androidami? Czy to, że potrafią myśleć, mówić i są podobni do nas czyni ich gorszych od robo-owcy? Schwytany android jest poddawany specjalnemu testowi na człowieczeństwo bazującemu na empatii, gdyż nasi syntetyczni przyjaciele nie są zdolni do uczuć wyższych. Oblewasz test i automatycznie jesteś likwidowany przez gigantyczny laser. Pojawiają się dwa problemy. Pierwszy jest taki, że część ludzi, głównie ci z zaburzeniami psychicznymi, oblewa ten test i nie oszukujmy się, nie jest mi trudno wyobrazić sobie taką sytuację dzisiaj. Drugi problem jest innej natury, na ulicach pojawiają się androidy ze sztucznie wgranymi wspomnieniami i taki egzemplarz jest święcie przekonany o swoim człowieczeństwie, a tego test już nie jest wstanie wychwycić. Przypomnijcie sobie co napisałem o teście Turinga i Cleverbocie, albo wspomnijcie humanoidalnych Cylonów z Battlestar Galactica. Być może za kilkadziesiąt lat będziemy żyli oszukiwani przez nasze własne dzieło, nieświadomi obecności androidów, tych golemów przyszłości, wśród nas.
Może przyszłość sprawi psikusa wszystkim fantastom i naukowcom nie pozwalając dokończyć tych badań, a androidy nigdy nie powstaną? Byłoby to moim zdaniem smutne i mimo wszystko rozczarowując. Twórczość science-fiction przedstawiła już chyba wszystkie możliwe drogi które mogą zostać obrane podczas badań nad sztuczna inteligencją. Czy będzie to nasz droid protokolarny, służący-asystent, przyjaciel do rozmów i spędzania czasu, inteligentna broń siejąca śmierć i spustoszenie? Chciałbym wiedzieć. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie dożyję tych czasów, jednak jakieś wyobrażenia, nadzieje oraz obawy związane z tym tematem będą we mnie siedzieć, a ja będę się starał śledzić temat androidów i AI jak tylko będzie to możliwe.

4 komentarze:

  1. jeśli wszystkie miałyby tak wyglądać, jak No Six z BG, to ja nie mam nic przeciwko ;)


    by S@git

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem Ci tak: http://i.demotywatory.com/p/15/7235.jpg ;)

      Usuń
  2. bookmarked!!, I reallу like youг webѕіte!


    Also ѵіѕit my web site Schneesturm Biester
    My web site > kwejk - vma-211avengers.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń