Uncharteizm w innym ujęciu

Dzisiejszy wpis będzie czymś innym gdyż jest efektem mojej ostatniej rozmowy z Puśkiem na temat jej wpisu o "Uncharteizmie" na łamach Malkontentki oraz  przedstawieniem mojego poglądu na to ciekawe zagadnienie. 
Największymi zarzutami stawianymi przez Puśka serii Uncharted, które jednocześnie desygnują uncharteizm są próby ufilmowienia gier. W jaki sposób? Poprzez ograniczenie możliwości dokonywania wyborów przez graczy na rzecz intensywnego, naszpikowanego akcją i efektami "interaktywnego obrazu".
Albo mówiąc jeszcze inaczej dający radość gameplay jest poświęcany dla intensyfikacji filmowych doznań. Przypomina to ekscytującą podróż superszybkim sportowym samochodem z punktu A do punktu B. Ale jako pasażer. Jak zgrabnie ujęła to sama autorka :
[gra] "Pozostawiła mnie na zewnątrz, nie pozwalając nie tylko na zżycie się z bohaterem, ale także na wciągnięcie w fabułę. Bo „Uncharted” to nie gracz, „Uncharted” to zbiór decyzji zawczasu podjętych przez deweloperów."
Należy jednocześnie zaznaczyć iż nie jest to równoznaczne z uproszczeniem gry, czy zaniżeniem poziomu trudności zwłaszcza, że ten można zmieniać w przeciwieństwie do takiego Assassin's Creed. 
Czy się z tym zgadzam? W zasadzie tak, jednak z kilkoma istotnymi dla mnie zastrzeżeniami. Tu muszę otwarcie przyznać iż jestem fanem serii Uncharted i bardzo lubię wszystkie trzy części wydane na PS3. Jednak nie zmienia to faktu iż jestem świadom wad oraz błędów występujących w tych grach, a grając ciągle widzę ten tunel naszpikowany skryptami, które tylko czekają aż zostaną aktywowane. Może i tunel, ale świetnie zrobiony tunel, który za każdym razem dał mi masę frajdy. Dlaczego? Bo to jest właśnie taki typ gry, trzeba być tego świadomym i liczyć się z tym iż będą w grze zastosowane takie a nie inne rozwiązania. Jeśli przyjmiemy taką postawę zamiast doszukiwania się kolejnych ograniczeń świata gry to będziemy cieszyć się tą przejażdżką szalonym rollercoasterem.
Inaczej niż w przypadku Puśka fabuła, podobnie jak rozgrywka, mnie wciągnęła i nie uważam by bohaterowie byli źle napisani. Jest to chyba bardziej kwestia gustu, podobnie jak w przypadku filmów, książek czy muzyki, więc nie sądzę by było konieczne dalsze rozpisywanie się nad tym aspektem.

Prawdziwym problemem uncharteizmu jest sukces całej serii Uncharted. Chodzi mi tu zarówno o ten komercyjny (ilość sprzedanych egzemplarzy oraz zarobionych $) jak i ten inny, nazwijmy go branżowym (wszystkie zdobyte nagrody oraz tytuły, zachwyty recenzentów, fandom i tak dalej). W przypadku tej serii gier sukces komercyjny wynika bezpośrednio z branżowego, jednak życie nie raz nam pokazało że nie zawsze tak jest, dlatego postanowiłem na taki podział. Zanim przedstawię dlaczego uważam to za problem, chciałbym zastanowić się nad tym co przesądziło o takim powodzeniu serii. 
Sukces Uncharted można rozbić na trzy zasadnicze elementy: model rozgrywki/gameplay, oprawa audiowizualna, fabuła i bohaterowie. Celowo nie wymieniam tu marketingu gdyż obecnie praktycznie każdy duży wydawca może pozwolić sobie na niesamowitą i ogromną promocję sprzedawanej przez siebie produkcji.
Zacznę od końca. Pomysłów na fabułę gry jest tyle samo co na fabułę filmu - od groma i jeszcze trochę. Problem jest w znalezieniu tego jednego świetnego pomysłu, który zdobędzie sympatię graczy. Ekipa z Naughty Dog w 2007 roku wspaniale się wpasowała w wypatrzoną przez siebie niszę. Wykorzystali to, że Lara Croft ma gorszy okres w swoim wirtualnym życiu oraz że legendarny Indiana Jones jeszcze nie został zapomniany. Dostaliśmy awanturnika i poszukiwacza zaginionych skarbów o imieniu Nathan Drake będącego potomkiem szesnastowiecznego podróżnika i korsarza Sir Francisa Drakea. Nathan z miejsca zyskał liczne grono fanów a przygodowa fabuła gry przyciągała jak magnes.
Oprawa audio-video jest niezwykle istotnym elementem serii gdyż z każdą kolejną odsłoną ND podnosiło poprzeczkę jeszcze wyżej. To właśnie Uncharted stało się wyznacznikiem jakości grafiki i optymalizacji kodu dla gier dedykowanych dla Playstation 3. Oczywiście za tym sukcesem przynajmniej częściowo stoi samo Sony, jednak tego co Naughty Dog zrobiło z grafiką w grach na PS3 nie można im odmówić. Sami musicie przyznać, że przy tak filmowym doświadczeniu w grze oprawa audiowizualna jest niezwykle ważna.
Model rozgrywki jest tu chyba najbardziej problematycznym elementem. Na samym początku wpisu zostały omówione jego wady i mimo iż większość zastosowanych w grze rozwiązań oraz mechanizmów nie jest niczym nowym gdyż mogliśmy natrafić na nie w wielu starszych grach, to dopiero tutaj spotkaliśmy się z tak ogromnym nagromadzeniem się tego wszystkiego. Jednych może to odstraszać, innych zaintrygować. Ogromne znaczenie ma tu chyba fakt iż ten model rozgrywki oraz fabuła gry świetnie do siebie pasują i chyba właśnie to zaważyło o tak entuzjastycznym przyjęciu Uncharted i jego sukcesie. 
No ale dlaczego ma to być problemem? W momencie gdy na rynek wchodzi coś co z miejsca robi światową furorę i wydawca zarabia na tym krocie naturalnym jest że inni wydawcy będą chcieli mieć swoją wersję tej złotonośnej kury. To właśnie dlatego uncharteizm jest tak popularnym, a zarazem niebezpiecznym trendem - rynek gier jest zalewany kolejnymi to klonami Uncharted niewnoszącymi nic nowego. Taka eksploatacja jedynie szkodzi i zaczyna nudzić wszystkich dookoła. W przeciwieństwie do Puśka nie uważam by recenzenci zaliczyli jakiś ogólnoświatowy 'wake up'. Z pewnością część z nich rzeczywiście przejrzała na oczy, jednak sądzę że lwia ich część po prostu jest już znudzona tym modelem. Niestety wydawcy oraz studia tworzące gry mają w tej kwestii opóźniony zapłon czego efektem będą Tomb Raider, Star Wars 1313 oraz The Last of Us. Jednak mimo wszystko osobiście czekam na te produkcje. 
Na nowe przygody Lary Croft gdyż chcę zobaczyć jaki kierunek obrał ten reboot i ile jest Uncharted w nowym TR. 
W przypadku Star Wars 1313 twórcy sami przyznali się do swoich inspiracji czerpanych z przygód Drakea, ale hej! Przecież to są Gwiezdne Wojny! No i zupełnie inne podejście niż w innych grach osadzonych w tym uniwersum, a to intryguje mnie w tej grze najbardziej. 
The Last of Us jest nową grą Naughty Dog. Wielu spodziewa się przerobionego Uncharted. Mnie wśród nich nie ma gdyż zaprezentowane do tej pory gameplaye pokazują mi coś innego. Oczywiście jestem świadom, że znajdę wiele analogii między tymi grami, jednak nie odstrasza mnie to.
Czy na powyższych grach uncharteizm się zakończy. Śmiem twierdzić, że nie. Owszem, produkcji tego typu będzie coraz mniej, ale zawsze znajdzie się jakieś mało kreatywne studio chcące wykorzystać ten kontrowersyjny model rozgrywki. I o ile będzie tego typu gier jak najmniej a jednocześnie będą na wysokim poziomie i wyposażone w dobrą fabułę  to osobiście nie będę miał nic przeciwko temu. Pusiek w swoim tekście stwierdziła, że gry z ery post-uncharted będą paradoksalnie takie same jak te z ery pre-uncharted. Moim zdaniem uncharteizm odcisnął się już zbyt mocnym piętnem na rynku gier i na nas, graczach.

4 komentarze:

  1. Z tunelem w "Uncharted" jest ten problem, że dopóki się go nie widzi to wszystko jest ładnie cacy, ale jak już się go zobaczy to naprawdę trudno sobie to wybić z głowy. Idealny przykład, że pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć ;)
    No i żeby nie było, uważam że w Uncharted są bardzo dobrze napisane postaci kobiece. I Cloe i Elena są ważną częścią historii, a nie tylko "damą w opałach" co jest oczywistym plusem zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę stereotypową konsolową bohaterkę, której rola ogranicza się do kochania głównego bohatera i wpadania w kłopoty. Gorzej z postaciami męskimi, a najgorzej z samym Drake'em, który jest tak irytującą składaniną stereotypów i kalek, że aż mnie zęby bolą. I tak, zawsze się zastanawiam jakim cudem dwie tak fajne babki jak Cloe i Elena uganiają się za takim złamasem. Ale to na marginesie ;)
    Czy ktokolwiek kupił Uncharted dla fabuły? Śmiem się nie zgodzić. Raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie czyta streszczenia gry zanim ją kupi i przejdzie, a więc przy wyborze tej a nie innej gry spośród stojących na półce nigdy nie wybierasz gry dla fabuły. Raczej dla jej zrębu, a to dwie totalnie inne sprawy (odsyłam do mojej notki o scenariuszach). Cokolwiek więc chwyciło, nie była to fabuła, a raczej jej setting czy może raczej feeling płynący z ogólnej przygody. Bo o ile się zgodzę, że grafiką można się jarać, albo oczarować skryptami, to nie ukrywajmy, że fabuła U to szmata. Nie szmata w stylu fabuły Tekkena, ale to na przykład ta sama liga co RE5.
    I po raz kolejny podkreślam, że filmówki będą już wieczne i jestem tego świadoma. Z drugiej strony nie będą jakimś Świętym Graalem do którego trzeba dążyć, a jakąś tam odmianą wewnątrz swoich reprezentatywnych gatunków. I tak będzie dla wszystkich najlepiej :)

    PS. Ja jestem Pusiek, Malkontentka to blog. Czyli napisane na Malkontentce, ale przez Puśka :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam i już poprawiłem wszystkie "Malkontentki" na "Puśka" ;)

      W odniesieniu do tuneli mamy kolejny przykład na to, że niewiedza jest błogosławieństwem!
      W odniesieniu do tego uganiania się za złamasem, to będąc złośliwym dupkiem powiedziałbym, że to tak jak w życiu. Ale wiem, że różnie z tym bywa i nie ma na to żadnej reguły :P (taki mój mały offtop i użalanie się...) Wracając do tematu, mnie Drake aż tak nie irytował. No ok, trochę irytował, jednak mimo to wzbudzał we mnie jakąś sympatię. A może wynika to z tego, że za dzieciaka naoglądałem się Indiany Jonesa i sam chciałbym przeżyć podobną przygodę?
      Fabuła. Pewnie znowu usłyszę, że nie mam gustu, jednak nie uważam by fabuła była szmatą, ani ta w U, ani ta w RE5. Wszystkie mi się podobały, mimo swoich dziur! Chodziło mi o to, że fabuła/główne wątki gier przyczyniły się do sukcesu. Nie wiem czy gdyby główne historie kręciłyby się wokół czegoś innego, to gry zyskałyby taką samą popularność. Jasne. Można było zrobić to lepiej, albo przenieść nacisk na jakiś inny aspekt, ale zawsze mogliśmy dostać totalne gówno. Ameryki tu nie odkryłem, bo jest to prawda uniwersalna i ma zastosowanie praktycznie we wszystkim ("Fajne, ale ja bym to zrobił inaczej" albo "Nie no, ja mam na to lepszy pomysł").

      Więcej grzechów nie pamiętam ;)

      Usuń
    2. Wiesz, to o Puśku było na marginesie. Nie trzeba było poprawiać ;) Ale oczywiście dziękuję.

      Użalanie straszne :/

      Ja za dzieciaka naooglądałam się mnóstwo Indiany Jonesa, obok Bonda były to filmy mojej młodości, a Drake wydał mi się tak irytujący i niesympatyczny, że dla mnie całkowicie położył grę. Jestem przekonana, że gdyby grało się np. Eleną to ta gra by mnie tak cholernie nie wkurzała. Ale przynajmniej dowiedziałam się czegoś o sobie. O ile potrafię obejrzeć film, w którym mam głównego bohatera za idiotę, o tyle jest to coś co nie pozwala mi ścierpieć gry. Co ciekawe, nie tylko ja uważam że Drake jest wyjątkowo odpychającym typem. Poszperałam trochę na forach i okazało, że moja opinia jest całkiem powszechna. Nad czym należy się zastanowić biorąc pod uwagę sukces serii. Wypowiedzi: "kocham tę grę, ale Drake to ostatni palant" to dla mnie coś tak fascynująco dziwnego, że aż czuję się zafrapowana.
      A teraz sam powiedziałeś, że nie fabuła jako taka przyczyniła się do sukcesu, a jej główna oś. O czym pisałam w moim komentarzu. A więc zgoda ;)
      Poza tym sorry, ale ile gier ma naprawdę dobrą fabułę, która broni się sama, bez całej wirtualnej otoczki? 10%?

      Usuń
    3. Nie wiem ile jest takich gier broniących się samą fabułą, ale jest ich stanowczo za mało... Pusiu, może powinniśmy napisać własny scenariusz do gry i sprzedać go za grube pieniądze? :D

      Użalanie, to użalanie i koniec tego tematu...

      Usuń