Pawciu wybiera telefon

Dzisiaj chciałbym przedstawić kilka swoich przemyśleń na temat systemów operacyjnych w telefonach. Od dłuższego czasu przymierzam się do wymiany mojego, wyświechtanego już, telefonu na nowy. Co chwilę wpadało mi coś nowego w oko. Obecnie ograniczyłem się do dwóch modeli. Chciałbym otwarcie zastanowić się nad wyborem mojego następnego telefonu. Jaki będzie posiadał system operacyjny, oraz dlaczego będzie to Android?
Celowo nie będę rozpisywał się nad systemami, które pojawią się w przeciągu najbliższych 6 miesięcy czy nawet roku czasu. Zarówno Tizen jak i Boot2Gecko zapowiadają się ciekawie, jednak obecnie są wielkimi i niestabilnymi zagadkami. Jeśli spodziewacie się poczytać o martwych, moim zdaniem, systemach, to również mam dla Was niemiłą wiadomość - w tym tekście zabraknie Symbian (wiem, żyje, jednak dla mnie nie jest to smartphone'owy system), Maemo, MeeGo, Windows Mobile czy webOS. Podobnie nie będę pisał o tak zwanych featurephone'ach (telefon bardziej zaawansowany i funkcjonalniejszy od standardowych komórek, jednak nadal nie smartphone) - jestem dużym chłopcem i doskonale wiem co chcę (przynajmniej w kwestii telefonów komórkowych). 
Zacznę zatem od przedstawienia tego, jakie alternatywy mam obecnie do wyboru:

BlackBerry OS
RIM jest obecnie w dość nieciekawej sytuacji, więc inwestowanie w dość niepewny system jest dla mnie co najmniej dziwne. Nigdy nie ciągnęło mnie do Jeżynki. Wiem doskonale jaki wkład ten system wniósł do obecnych systemów mobilnych, jednak jest teraz sporo za konkurencją, a wspaniałości w postaci Messenger'a, klienta poczty czy przeglądarki internetowej kompresującej dane w dobie powszechnie dostępnego i niedrogiego internetu mobilnego nie robią na mnie wrażenia. Tworzona obecnie 10 wersja OS'a próbuje gonić współczesne standardy, jednak RIM, podobnie do Nokii, obudził się z przysłowiową ręką w nocniku.
Lubię jeść jeżyny, ale tej tutaj podziękuję.
badaOS
Dziecko Samsunga, które początkowo miało być alternatywą dla Androida. bada z koreańskiego oznacza "ocean". System oparty na kernal'u Linuxa a wygląda tak, jakbyśmy wyjęli nakładkę TouchWiz z Galaxy S i zbudowali na niej system. System dość prosty, by nie powiedzieć banalny, w obsłudze, jednak dość zamknięty i nie pochwali się znaczącą ilością aplikacji. Jakiś czas temu miejsce miała premiera systemu w wersji 2.0 wraz z udanym (technicznie i pod kątem wykonania) Samsungiem Wave 3. Od jakiegoś czasu Samsung dłubie z resztą twórców przy projekcie Tizen i sądzę, że bada jako taka umrze, a pewne jej elementy znajdziemy właśnie w Tizen.
Dość płytki ten "ocean", więc tutaj również nie poszaleję.
Windows Phone
Oczywiście nie będę się znęcał nad truchłem WP7 i skupię się na 8'ce. Jak już wcześniej pisałem, Windows Phone 8 ma niesamowity wręcz potencjał i ma szanse osiągnąć coś, co chyba wcześniej nie miało miejsca - zatrzeć różnice między systemem desktopowym a mobilnym. Windows Phone 8 ma chyba wszystko to, co jest potrzebne do odniesienia sukcesu: dobrze zaopatrzony w aplikacje Marketplace, potężną i rozpoznawaną markę, silne wsparcie Microsoft'u, dużą kompatybilność z desktopową wersja systemu. W kwestii jakości technicznej sprzętu możemy być spokojni - Microsoft już o to zadba i wymusi co trzeba na producentach. Tylko że nie podobają mi się dwie rzeczy... Mimo iż WP jest estetycznie ładny, to kafelki totalnie do mnie nie przemawiają, a możliwości customizacji (Piko, przepraszam za te wszystkie dziwne spolszczenia wyrazów obcojęzycznych!!!) są znikome. Niesmak jaki pozostał po tym jak MS potraktował wszystkich właścicieli telefonów na WP 7.x. Niesmak i strach przed tym, że za półtora, dwa lata kazus może się powtórzyć, a w takiej sytuacji inwestowanie kasy w coś, co za dwa lata okaże się być martwe mija się z celem. 
Metro też mnie nie kupiło.
iOS
I tu mam problem. Z jednej strony mój powszechnie znany hate wobec Apple'a i ich polityki. Z drugiej docenienie jakości ich produktów. Mają chyba najdłuższy support dla swoich produktów, a jeśli dodatkowo posiada się iPad'a i MacBook'a to mamy pełny ekosystem. Stabilnie i płynnie działający, wydajny system, chociaż i jemu zdarzą się momenty słabości czy zamulenia - rzadkie, ale jednak. Potężna biblioteka aplikacji w iTunes. No właśnie - iTunes. Bez niego totalnie nic nie zrobisz s iPhone'm. Sam mam zainstalowanego iTunes'a tylko i wyłącznie w celu zarządzania muzyką na iPodzie nano jednej ze starszych generacji (cholerstwo nie obsługuje wszystkich formatów muzycznych!), a na co dzień, do słuchania muzyki korzystam z foobar2000. Sam interface użytkownika również mnie nie powala na kolana. Zapomniałem chyba o jeszcze jednej rzeczy. Decydując się na iOS'a z automatu decyduję się na iPhone'a, a zakup modelu starszego niż 4 obecnie mija się z celem. Do czego zmierzam? Do tego, że jestem skazany na jedno urządzenie należące do jednej firmy. Jedyny wybór jaki posiadam to to, czy telefon będzie czarny, czy biały (trochę rasistowskie, nie sądzicie?). W przypadku WP, Androida, czy cholera, nawet Symbiana, mam możliwość wyboru słuchawki jednego z kilku producentów. To oczywiście daje się odczuć również po cenie telefonu. I tak przykładowo za najprawdopodobniej-za-niedługo-zaprezentowanego-wielce-wyczekiwanego iPhone'a 5 zapłacimy coś rzędu 4000zł. Za te same pieniądze kupię sobie bardzo dobrego smartphone'a i nowego, równie dobrego laptopa. Ja rozumiem, że za jakość trzeba płacić, jednak nie przesadzajmy. Produkty Apple'a (jak dobre by nie były) zaczynają być, o ile już nie są, wartością samą w sobie i trzykrotnie przepłacamy za logo nadgryzionego jabłka. 
Nie, dziękuję.
Android
To, że ostatni na liście, nie oznacza, że najgorszy. Tak samo nie oznacza, że najlepszy. Jeśli pisałem że mam problem przy iOS'ie, to moje relacje z Androidem są jeszcze bardziej problematyczne. Nie jeden telefon na tym systemie widziałem i testowałem. Sam jestem właścicielem jednego z nich od ponad dwóch lat. Mobilny system od Google góruje nad pozostałymi ilością aplikacji (co nie do końca przekłada się na ich jakość), ilością urządzeń rozumianą jako ilość telefonów z Androidem, otwartością systemu (co niesie również za sobą pewne ryzyko - wirusy), łatwością konfiguracji i synchronizacji danych. Istotna jest również mnogość i różnorodność telefonów z Zielonym Ludzikiem. Każdy znajdzie coś dla siebie - od najtańszych niskobudżetowych modeli, przez bardzo szeroką średnią półkę, po najbardziej zaawansowane technicznie modele high-end'owe. Samsung, HTC, LG, Motorola, Huawei, ZTE, Sony (Ericsson) i inni. Każdy z własnym unikatowym wzornictwem i rozwiązaniami na każdą kieszeń. Tak ogromne zróżnicowanie platform nie może obyć się bez konsekwencji. Rozwarstwienie systemu i częsty brak aktualizacji do nowszych jego wersji na nawet nie tak starych urządzeniach. 
I taką właśnie ofiarą jestem. Moja Motorola Milestone utraciła oficjalny support na wersji systemu 2.2, mimo iż technicznie jest taka sama jak jej amerykański odpowiednik, który dostał aktualizację do 2.3. Tylko i wyłącznie dzięki zawziętości oraz umiejętnościom ludzi z XDA-Developers "cieszę się" przeportowanym Androidem 2.3. Odbija się to na jakości i stabilności użytkowania. O to jak często miewam problemy z odbieraniem połączeń, czy zacinaniem się telefonu możecie zapytać się Puśka i Piko. Ja i mój telefon nie jesteśmy odosobnionymi przypadkami. Jednak coś za coś. Możliwości customizacji systemu są niesamowite. Nie ogranicza się to do zmiany tapety, ikonek aplikacji i dzwonka. Nie podoba Ci się to, jak wygląda główny interface? Nie ma problemu, ściągnij sobie alternatywny launcher, a tych jest nie mało. Jeśli do tego dołożymy widgety, których nie uraczymy w iOS'ie i WP, to chyba niczego więcej nie potrzebuję. 
Android jest złym systemem, z mniejszymi, bądź większymi błędami. Można go kochać, można nienawidzić. Ja nie widzę dla niego obecnie żadnej alternatywy. A patrząc na wszystkie feature'y, usprawnienia i poprawę wydajności jakie wnosi nowa wersja 4.1 (o jakże słodkiej nazwie Jelly Bean - żelek) alternatywy nie widzę tym bardziej.
Więc jakież to telefony pozostawiłem sobie do wyboru? Sony Xperia S oraz Samsung Galaxy Nexus. Dane techniczne są dostępne na stronach, które zalinkowałem. Oba telefony są do siebie bardzo podobne pod kątem parametrów. Ja natomiast chciałbym skupić się na tym, co je wyróżnia i co mnie do nich przekonało.

Zacznę od starszego z powyższych dwóch, a zarazem najnowszego Nexus'a. Pierwsze co się rzuca w oczy, to ogromny, lekko wygięty, wyświetlacz superAMOLED HD mający 4,65 cala  o rozdzielczości 720x1280. Mocny, dwurdzeniowy układ TI OMAP 4460 i dość przeciętny aparat 5MPx. Najistotniejsze natomiast jest to, że mamy do czynienia z telefonem sygnowanym logiem Googla, a to oznacza 100% czystego Androida, brak jakichkolwiek nakładek producentów, brak bloatware'u (preinstalowanie pierdyliarda, często zbędnych, aplikacji od producenta sprzętu). Oznacza to również możliwie najdłuższe wsparcie i najczęstsze aktualizacje systemu. Galaxy Nexus debiutował z Androidem 4.0, w lipcu dostanie 4.1 i jestem wręcz przekonany iż czekają go jeszcze ze dwie duże aktualizacje systemu (oficjalnym kanałem, bo później już tylko customROM'y od chłopaków z XDA). A jak już pisałem - wsparcie dla telefonu i częste aktualizacje są obecnie niezwykle istotne.
W przeciwnym narożniku mamy debiutującego w tym roku flagowca Sony-już-bez-Ericsson'a - XPERIĘ S. Trochę mniejszy wyświetlacz 4,3 cala, jednak o znacznie lepszej jakości obrazu dzięki technologii Bravia. Przepiękny oraz niezwykle funkcjonalny interface Tamescape, potężny aparat fotograficzny z prawie natychmiastową reakcją i wbudowane wejście microHDMI. Ja natomiast zakochałem się w tym jak ten telefon wygląda. Zupełnie nowe wzornictwo. Surowe, a jednocześnie piękne i eleganckie. Do tego ten przeźroczysty pasek u dołu... Ponoć mężczyźni kochają oczami, a kobiety uszami. O prawdziwości tego twierdzenia  można dyskutować i wykłócać się godzinami. Jednak przyznać musimy jedno. W momencie gdy chcemy zainwestować pewną sumę pieniędzy w coś, co będzie nam towarzyszyło codziennie, w bardzo wielu, tak różnych, sytuacjach to takie cechy jak wygląd i jakość wykonania są równie istotne jak ogólna funkcjonalność, w tym przypadku, telefonu. 
W ten oto sposób doszliśmy do momentu konkluzji. Napisanie tego tekstu, mimo moich nadziei, nie ułatwiło mi podjęcia decyzji. Nie widzę złotego środka i będę zmuszony wybrać jeden aspekt kosztem drugiego. Mam nadzieję, że wybiorę słusznie i nie powtórzy się niemiła sytuacja aktualizacji softu jaka mnie spotkała z Milestone'm.

----------------------------------------------------
Pusiek wraz z Piko smażą się w Turcji, a ja zostałem we Wro. Niby wszystko fajnie, cacy i mam dużo czasu na pisanie, jednak sprawę utrudniają nierówne walki z dziekanatem oraz pożyczony X360 wraz z Wiedźminem 2. Jako właściciel PS3 zazdroszczę tej gry, więc staram się korzystać z okazji i grać, grać, grać! Dodatkowo za tydzień wychodzi rozszerzone zakończenie do Mass Effect 3, co również zaanektuje sporą część mojego wolnego czasu. Tak więc proszę Was o odrobinę wyrozumiałości w sprawie wpisów na blogu, a zaowocuje to kilkoma, mam nadzieję ciekawymi, notkami :)

8 komentarze:

Małe info

Dziękuję Wam wszystkim. Dzisiaj licznik Geek Orb przekroczył 4000 odwiedzin! :)
Pawciu i Geek Orb dziękują :)
W "KONTAKT" dodałem GamerTag'a z PSN i raptr. Dodatkowo (jakby ktoś nie zauważył) zmodernizowałem na górze podstrony i dodałem kilka nowych. Wszystkie dotychczasowe, oraz te nadchodzące wpisy będą przyporządkowane do jednej z podstron, tak by każdemu było łatwiej znaleźć to, co go interesuje. W końcu nie każdego muszą ciekawić wpisy poświęcone komórkom czy nowościom technicznym ;)
Mam nadzieję, że to rozwiązanie się sprawdzi, albo chociaż ułatwi niektórym nawigację po blogu.

0 komentarze:

Czy warto przeżyć to jeszcze raz?

Wczoraj w nocy ukończyłem jedną z moich ulubionych gier dzieciństwa, mającą już ponad 10 lat Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast. Grę, która za dzieciaka doprowadzała mnie często do czystej furii – głównie dlatego, że moja znajomość języka angielskiego w tamtych czasach była wyrażana w stopniach beznadziejności. Muszę przyznać, że i dzisiaj gra ta momentami sprawiała mi niemałe trudności wynikające z nazbyt dużego przyzwyczajenia się do współczesnych produkcji – często tak bardzo tunelowych.
Uhm… Chyba powinienem zacząć od wyjaśnienia dlaczego zabrałem się do grania w taki „staroć”. Powody są co najmniej trzy i proszę, nie każcie mi wskazywać który z nich jest najważniejszy.

W jednym ze swych ostatnich postów Pusiek rozważała „Czy naprawdę kiedyś było lepiej?”, gdzie spora część tekstu była poświęcona starym grom oraz temu jak i dlaczego się zmieniały. W dużym uproszczeniu: poza wieloma dobrodziejstwami wynikających z rozwoju branży i technologii otrzymaliśmy również drugą stronę medalu – lwia część produkcji, wbrew temu o czym zapewniają nas producenci, stała się maszynkami do zarabiania pieniędzy. Gry mają być łatwo dostępne i przystępne, najlepiej dla jak najszerszego grona odbiorców, a co za tym idzie stają się prostsze. Zamiast spędzić pół godziny próbując dostać się na tą cholerną półkę skalną/platformę dostajemy 1-2 minutową oskryptowaną scenkę z QTE. Gry zamiast być wciągającymi i angażującymi przygodami, wymagającymi od nas ruszenia szarymi komórkami, stają się (mniej, lub bardziej) ładnym widowiskiem dla oczu. Ciężko się z tym wszystkim nie zgodzić, mimo iż jest w tym dużo gorzkiej prawdy. Po przeczytaniu pusiowego tekstu zechciałem sprawdzić jak na tle współczesnych tytułów i z perspektywy czasu wypada jedna z moich ulubionych gier.
Jakiś czas temu miałem okazję zobaczyć jak Piko kieruje swoją chyba najbardziej lubianą protagonistką – Larą Croft w Tomb Raider III: Adventures of Lara Croft, grze jeszcze starszej niż opisywany przeze mnie na początku Jedi Outcast. Nigdy nie przypuszczałem, że gra, którą zna się chyba na pamięć, może wzbudzić aż tyle emocji, czy tak bardzo zaangażować. Pamiętajcie, że mówimy o grze w której postacie kiwają głową by było wiadomo że coś mówią i gdyby pokazać trzecią część przygód Pani Archeolog przeciętnemu 15-latkowi to jestem pewien dwóch rzeczy: a) zarówno my jak i gra zostalibyśmy wyśmiani przez dzieciaka; b) ów dzieciak miałby niesamowite problemy (o ile w ogóle by sobie poradził) z przejściem jednego z pierwszych etapów gry – jak wspomniałem, przyzwyczajenie do współczesnych gier „korytarzowych”. Widząc jak Piko gra w Tomb Raider III zapragnąłem doświadczyć tego samego zaangażowania i zostać porwanym w tę szaloną przygodę.
Od kilku dobrych miesięcy mam ogólny problem z grami. To już nawet nie chodzi o to, że ostatnimi czasu nie wyszło nic ciekawego, czy godnego uwagi, bo mam kilka starszych gier na półce, w które chętnie zagrałbym jeszcze raz. Problem w tym, że jakoś specjalnie mnie nie ciągnie. Mass Effect’y grałem zbyt niedawno, Wszystkie Uncharted są podobne, od kiedy nie mam drugiego pada mordoklepki odpadają, na Killzone’y i inne strzelanki nie mam ochoty, a Guitar Hero nie chce mi się wyciągać, podłączać i szukać dobrych baterii… Nie wspominając o moim syndromie zaczynania-i-nie-kończenia gier, istny horror, mówię Wam. Nie mam pojęcia z czego to wynika. Rozleniwiłem się do tego stopnia, że nie chce mi się grać? Świetne tytuły mnie nudzą przy trzecim podejściu? Może jednak nie były takie świetne? Pamiętam, że po zakończeniu Mass Effect 3 czułem niemiłosierny niedosyt. Potrzebowałem czegoś mocnego, grywalnego i z zakończeniem. Może dlatego boję się odpalić konsolę, bo wybiorę grę, która nie ma jednego z tych elementów? Wtedy zacząłem się zastanawiać nad starymi grami, tymi, które porwały mnie na masę godzin, od których nie chciało się odchodzić…
Wybór padł na  przygody Kyle’a Katarn przedstawione w Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast z 2002 roku. Za produkcję odpowiada studio Raven Software, twórcy takich tytułów jak obie części Soldier of Fortune, Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy, Quake 4, Wolfenstein (2009) czy Call of Duty: Modern Warfare 3 (oczywistym jest, że nie możemy mówić o tej samej ekipie). Oczywistym jest, że gra zakończy się happy end’em, w końcu to Gwiezdne Wojny. Jednak sama fabuła, mimo iż nie jest zbytnio rozbudowana, interesuje gracza – nie jest koniecznym dodatkiem do gameplay’a. Zachwyciły mnie smaczki dla fanów w postaci nawiązań do filmowej sagi (gra dzieje się kilka lat po Powrocie Jedi). Wspaniale prezentują się również ogromne mapy, które nie ograniczają się do dwóch korytarzy i jednej wielkiej sali. I to właśnie przysporzyło mi kłopotów – nie nieznajomość języka, czy problemy ze sterowaniem/akrobacjami, bo tych po 10 latach już nie mam. Momentami można się na mapie zgubić, albo po prostu nie wpadniesz na to, że możesz gdzieś doskoczyć, a tam znajdziesz ukryty przełącznik…  Wiecie co jeszcze jest fajne? Mimo iż jest to gra typu TPP/FPP z elementami platformowymi i strzelanki, to w przeciwieństwie do standardowych już dzisiaj 5-10 godzin rozrywki, Jedi Outcast dał mi tych godzin przeszło 17. I nawet tego się nie odczuło.
Jakiś czas temu pisałem o zapowiedzianej niedawno nowej grze osadzonej w uniwersum Gwiezdnych Wojen – Star Wars 1313. Co jak co, ale mógłby być „duchowym spadkobiercą” Jedi Knight’a, co prawda bez mieczy świetlnych i Mocy, ale właśnie to otwiera masę nowych możliwości twórcom. Obecnie żywię nadzieję iż ta nowa produkcja okaże się być początkiem renesansu gier spod znaku miecza świetlnego.  I o ile nie zrobią kolejnego klona Uncharted, to 1313 ma szanse stać się właśnie taką grą, na jaką liczę.

Do czego zmierzam. Nie uważam grania w stare gry za przejaw hipsterstwa, czy próbę przypomnienia sobie „jak to było za dzieciaka”, bo nie, nie chciałbym wracać do tamtych czasów. Uważam natomiast, że jest to niemy krzyk do producentów gier o to by dostrzegli w nas, graczach, coś więcej niż bankomat. By widzieli nie tylko niedzielnych graczy. Jest to również niemy krzyk do nas samych – byśmy wspomnieli i docenili te wszystkie niezapomniane przygody, które mieliśmy okazję przeżyć jako Kyle Katarn, Lara Croft, Max Payne, czy inny z naszych ulubionych protagonistów.

Jedi Outcast udowodnił mi iż stare gry potrafią nadal zaskakiwać, zachwycać i przykuć nas do monitora na długie godziny. Druga odsłona Jedi Knight okiełznała w pewnym stopniu mój wewnętrzny niepokój, więc może w końcu się przełamię i odpalę konsolę…

----------------------------------------------------
Od jakiegoś czasu cierpię na niemożliwy wręcz brak inwencji twórczej, wena mnie opuściła a pomysły wyfrunęły przez okno. W związku z tą dość nieprzyjemną sytuacją pragnę wszystkich szczerze przeprosić oraz prosić o odrobinę wyrozumiałości. 
Inna kwestia, że w komentarzach możecie mi podrzucać pomysły, albo napisać o czym chcielibyście poczytać :)

11 komentarze:

Windows Phone 8


O Windows Phone 8 a.k.a. Apollo dyskutowano już od dawna. Mówiło się, a raczej plotkowało się o wielu funkcjach. Teraz już dokładnie wiemy co i w jakiej postaci otrzymamy. Zmiany w systemie są kolosalne, a zastosowanie kernal’a jądra z Windows 8 zaciera granicę pomiędzy systemem mobilnym, a desktopowym. Windows Phone 8 obsłuży procesory wielordzeniowe, rozdzielczości HD i karty pamięci (no w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy). Drobnych zmian nie ustrzegł się nawet kafelkowy interfejs. W zasadzie możemy stwierdzić iż z Windows Phone 7.x wyciągnięto kilka funkcji, graficzny interface użytkownika poddano liftingowi i wrzucono to do napisanego na nowo (w oparciu o desktopowy kernal) systemu. Niesie to za sobą kilka istotnych konsekwencji, jednak o tym trochę później…
 
Pierwszych słuchawek na WP8 spodziewać możemy się w okresie jesiennym, wraz z premierą desktopowego Windows’a 8 i całej gamy tabletów z tym systemem. Smartfony z Windows Phone 8 zaprezentują Nokia, Huawei, Samsung oraz HTC. Microsoft chcąc ugryźć kawałek tortu należącego do iOS i Androida postanowił zmienić swoje podejście do kwestii support’u. Nowy system pojawi się w 50 wersjach językowych z regionalnym wsparciem w 180 krajach. WP8 doczeka się również (w końcu…) bezprzewodowych aktualizacji systemu – koniec problemów z Zune? Sercem nowych słuchawek ponownie będą procesory Qualcomm. Już z kilku przecieków wiemy, że będą to procesory z linii Snapdragon S4.
Oto jak w skrócie prezentują się najistotniejsze zmiany:
  • wsparcie dla procesorów wielordzeniowych, maksymalnie do 64 rdzeni (Też nie wiem po co, ale jest. Wsparcie dla 2-, 4-, 8-rdzeniowców? Spoko, rozumiem. 64? Why?)
  • nowe obsługiwane rozdzielczości 1280 x 768 pikseli lub 1280 x 720 pikseli, oprócz dotychczasowej 800 x 480 pikseli (Pod tym względem WP7 kulał, a przecież mamy wiek fullHD…)
  • oficjalna obsługa kart pamięci microSD jako rozszerzeń pamięci wbudowanej (Yeap, WP7 tego nie miał, a to pozwoli a) obniżyć koszty słuchawek, b) dać użytkownikowi możliwość doboru takiej pojemności jakiej potrzebuje)
  • współdzielenie się plikami za pomocą technologii zbliżeniowej - NFC (Technologię NFC oferują między innymi Androidy Samsunga i Sony)
  • bazujący na desktopowej wersji Internet Explorer 10 z funkcją SmartScreen Filter, czterokrotnie wydajniejszy silnik JavaScript, dwa razy szybsze renderowanie treści HTML 5 niż w Mango (Dane Microsoftu, uwierzę, jak zobaczę w testach)
  • cyfrowy portfel (Wallet) wykorzystujący technologię zbliżeniową, pozwala realizować płatności w bezpieczny sposób za pomocą smartfona, obsługa kart debetowych i kredytowych, integracja krytycznych danych z kartą SIM (Już to gdzieś widziałem… Chyba u Wujka Google’a, jednak i tak implementacja tego idzie MS na plus)
  • wbudowane mapy Nokia oraz bazująca na mapach NAVTEQ nawigacja, możliwa praca w trybie offline (Microsoft pozazdrościł HTC i Apple)
  • pełne wsparcie dla wielozadaniowości, także w stosunku do zadań w tle, przykładem jest integracja usługi VOIP (Skype) oraz funkcja monitorowania lokalizacji przez aplikacje działające w tle (Już dawno przestałem oczekiwać multitaskingu na poziomie desktop’a, jednak mając na uwadze kernal Windows’a 8 tutaj ma to szanse się ziścić)
  • rozbudowany mechanizm sterowania głosowego powstający we współpracy z Audible (Konkurencja dla Apple’owskiego Siri oraz dla S-Voice Samsunga?)
  • nowy kernal, taki sam jak w Windows 8, zapewni znacznie większą swobodę programistom, łatwe tworzenie aplikacji na różne platformy sprzętowe (Microsoft już od jakiegoś czasu prowadzi rozbudowaną kampanię wspierającą młodych, niezależnych programistów i zachęca ich różnymi sposobami do zainteresowania się Windows Phone’em)
  • deweloperzy otrzymają wsparcie dla programowania w C/C++, a zarazem obsługę technologii DirectX, silników graficznych Havok Vision, Autodesk Scaleform, dźwiękowego Audiokinetic Wwise oraz Firelight FMOD (Jak wyżej)

Jak już wspomniałem startowy ekran Windows Phone 8 uległ liftingowi. Interaktywność kafelków nadaje mu niepowtarzalny charakter i funkcjonalność. Kafelkowy interfejs okazał się, zdaniem dotychczasowych użytkowników Windows Phone, strzałem w dziesiątkę. Microsoft postarał się aby był jeszcze praktyczniejszy i wprowadził trzeci typ kafelka, cztery razy mniejszy od dotychczasowego. Dodatkowo sami możemy zmieniać rozmiar kafelków i nadawać im konkretne funkcje. Przykładowo możemy dodać kafelek odpowiadający za uruchomienie klienta poczty, który będzie jedynie wyświetlał ilość nieodczytanych e-mail’i. Zmiana jest drobna, ale sprawia, że możemy lepiej wykorzystać dostępną powierzchnię ekranu, bardziej ją spersonalizować, chociaż w kwestii personalizacji moim zdaniem WP nadal jest ułomny. Wiem, że ma być bardziej „Metro” o bardziej „Windows 8”…

Microsoft nie zapomniał również o funkcjach, które zapewnią popularność Windows Phone 8 w świecie biznesu. Mamy tu wbudowane szyfrowanie całej pamięci urządzenia (Bit Locker) czy wsparcie dla UEFI oraz lepsza obsługę pracy aplikacji w izolowanych obszarach pamięci (piaskownica).
Na końcu chciałbym powrócić do poruszonej przeze mnie na początku kwestii – przeniesienia mobilnej platformy na nowy, desktopowy kernal jądra systemu. Trzy, potwierdzone już przez Microsoft, implikacje:
  • Windows Phone 8 będzie bezproblemowo (przynajmniej w teorii) obsługiwał wszystkie aplikacje z Windows Phone 7.x, czyli mamy zapewnioną jednokierunkową kompatybilność, gdyż…
  • …o wstecznej kompatybilności zapomnijmy. Aplikacji dedykowanych dla WP8 nie odpalimy na jego poprzedniku. Wynika to ze zbyt dużych różnic w jądrach obu systemów.
  • Zaraz ktoś powie: „Hej! Przecież dostanę aktualizację dla mojej kosztującej 2000zł Nokii Lumia 800/900! Prawda?”. Heh… Nie. Nie jest to prawdą. Żaden z obecnych na rynku telefonów nie otrzyma aktualizacji do Windows Phone 8 (przynajmniej nie oficjalnie  - cała nadzieja w ludziach z xda-developers).

Obecne telefony otrzymają niebawem aktualizację do wersji 7.8 wnoszącej w zasadzie tylko opisany przeze mnie odświeżony kafelkowy intercafe. Jednak nawet jeśli otrzymamy aktualizację do wersji 7.99(9) to nadal nie będzie to Windows Phone 8 ze swoim pełnym inwentarzem. Po przeczytaniu tej informacji nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Microsoft otwarcie uśmierca swój, mający raptem 2 lata, system mobilny i zastępuje go nowym. Część właścicieli WP7 z pewnością ich znienawidzi.

Patrząc na to z drugiej strony otrzymamy coś niezwykle do siebie dopasowanego: Windows 8 i Windows Phone 8, które będą niesamowicie zgranym rodzeństwem. Przytaczając mój wczorajszy wpis – ekosystem Microsoftu zaczyna powoli nabierać wyraźnego kształtu w stylu Metro.

0 komentarze:

Ekosystemy XXI wieku

Obecnie niewątpliwym dominatorem w kwestii ekosystemów jest Apple z pełną paletą swoich produktów. Wszystko pięknie ze sobą współgra, duża kompatybilność oprogramowania, pstryk, jedno kliknięcie i następuje synchronizacja danych między iPhone’em, iPad’em, MacBook’iem, iPralką… Rozumiecie ogólny zamysł? No to idziemy dalej. Podczas tegorocznych targów E3 zarówno Microsoft jak i Sony przedstawili pewne ciekawe… rozwiązania.

PS3 x Vita
By przedstawić pomysły Sony najpierw muszę wspomnieć o alfonsie braci Mario – Nintendo. Zaprezentowany w zeszłym roku nowy kontroler dla następcy Wii wzbudził niemałe kontrowersje. Otóż dostaniemy tackę z dotykowym wyświetlaczem, kompletem przycisków o gałek. Możemy grać wykorzystując jedynie ekran kontrolera jako wyświetlacz, lub na telewizorze (wtedy ekranik GamePad’a wyświetla nam dodatkowe informacje, albo np. ekwipunek).
Sony poszło trochę dalej w tej idei  i Japończycy postanowili wykorzystać swoje najmłodsze dziecko (ups, to chyba zabrzmiało niepoprawnie…) – PlayStation Vita, następcę kultowego PSP. Vita została wyposażona zarówno w dotykowy wyświetlacz oraz w touchpad umieszczony z tyłu konsoli, więc przecież może być użyte w sposób podobny do GamePad’a. To jednak nie wszystko. Vita stanie się potężnym cross’em. CrossPad’em i CrossGame’ingiem. Handheld nie dość, że może zastąpić nam standardowego pada, to może być użyty do gier z trybem co-op. Podczas konferencji przedstawiono jak cztery osoby grały razem w PlayStation All Stars: Battle Royal – dwie osoby zwykłymi padami, dwie na PS Vita. Wyglądało to rewelacyjnie. To jednak nie wszystko. Wyobraźcie sobie, że gracie w ulubioną grę na konsoli stacjonarnej, ale musicie zaraz wyjść z domu. Zapisujecie grę, save’y lądują na serwerze w chmurze, odpalamy PS Vita, pobieramy save’a i kontynuujemy rozgrywkę w podróży/plenerze - bez najmniejszych problemów. To dopiero mi się podoba!
Smart(Gl)ass
Ekipa z Redmond w przeciwieństwie do Sony ma trochę większe możliwości (X360, Kinect, telefony Windows Phone, komputery/laptopy z Windows’em, niedługo również i tablety z Win8). A skoro możliwości są, zaplecze techniczne jest, to i pomysł się znajdzie. SmartGlass w zamyśle jest czymś rewolucyjnym. Po dłuższym zastanowieniu się, oraz o ile zapowiadana funkcjonalność znajdzie swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, to zgadzam się z tą tezą. SmartGlass to aplikacja na PC i smartphony, dzięki której użytkownicy będą mogli łączyć się z konsolą i kontrolować treści. Czyli zaczynam oglądać film na komputerze, potem kontynuuję na konsoli podłączonej do telewizora, a ponieważ spieszę się na autobus, to dokańczam na smartphonie. Dodatkowo urządzenia z aplikacją SmartGlass mają służyć jako dodatkowy ekran – za ich pomocą można będzie kontrolować treści na innych urządzeniach z ekosystemu Microsoftu, a także wykorzystywać na przykład do gier. Microsoft nie chce ograniczać się tylko do Windowsa i planuje udostępnienie Smart Glass na jak największej liczbie platform, w tym Androidzie i iOS – co z automatu zwiększa szanse na odniesienie sukcesu, ale dodatkowe funkcje takie jak współpraca z grami z konsoli dostępne będą tylko na urządzeniach z Windowsem 8 i Phone.
Co ciekawe X360 doczeka się w końcu przeglądarki z prawdziwego zdarzenia. Internet Explorer zawita na konsoli. Nie jest on prostym portem z innych platform, wygląda jak zaprojektowany specjalnie z myślą o wielkim ekranie telewizora. Komendy głosowe posłużą do przeglądania bibliotek filmów i aplikacji. Nie pokazano niestety jak będzie wyglądać przeglądanie tradycyjnych stron www.
Werdykt
Mimo iż połączenie PS3 z PS Vita brzmi fajnie, jest to system przeznaczony jedynie dla graczy, dodatkowo handheld do tanich nie należy. W przypadku M$ ograniczamy się jedynie do aplikacji (ewentualnie do opartego na Windows’ie telefonu czy tabletu – jednak nadal jest to tylko opcja!). Aplikacji dość wszechstronnej i wydającej się być rzeczywiście „smart”. Microsoft posiada niesamowity potencjał do zbudowania silnego, ergonomicznego i wydajnego ekosystemu działającego w codziennym życiu. Pytanie tylko czy ten potencjał zostanie odpowiednio wykorzystany?

P.S. Pragnę zaznaczyć iż powyższy tekst nie jest w żaden sposób sponsorowany, jednakże jakiekolwiek dotacje od któregokolwiek z gigantów będą mile widziane.

1 komentarze:

O grafice next-gen słów kilka


Tegoroczne E3 przyniosło nam coś więcej niż tylko informacje o grach. Uraczono nas również pokazem dwóch tech-demo silników graficznych „następnej generacji”. Jednego od Epic Games, drugiego od Square Enix.
(Mocno sugeruję oglądanie wszystkich filmików w możliwie najwyższej rozdzielczości :)

Unreal 4 Engine
Unreal 3/3.5 debiutujący w 2006 roku to obecnie chyba jeden z najpopularniejszych i najbardziej rozpowchechnionych silników graficznych ostatnich lat. Mniej więcej tak samo długo byliśmy karmieni wzmiankami o jego następcy. Stało się. Epic Games zaprezentowało Unreal Engine 4 podczas tegorocznych targów E3. Twórcy twierdzą, że Development Kit będzie taki sam dla wszystkich urządzeń, zarówno tych słabszych, jak i high-end'owych oraz, że każda platforma, począwszy od iPhone’a, przez tablety, PlayStation 3 i Xbox360 do najmocniejszych PC oraz konsol next-gen, będzie wspierana przez nowy silnik. Zagwozdką jest wsparcie dla Wii U, które technologicznie mieści się w powyższych ramach, jednak o wsparciu dla tej platformy nikt nic nie chce mówić… Do rzeczy:
Demo prezentuje się bardzo dobrze. Oszołamia nas duża ilość szczegółów, płynność obrazu oraz jakość oświetlenia. W sumie to tyle, demo nie powaliło mnie na kolana. Może dlatego, że wcześniej oglądałem drugie tech-demo, to od Square Enix.

Luminous Engine
To właśnie „Agni's Philosophy” oparte na silniku Luminous zgarnęło najwięcej pochlebnych opinii i to ono mnie zachwyciło. W kwestii platform ma być podobnie jak w przypadku nowego Unreal’a. W kwestii jakości silnika dostaliśmy coś więcej niż zapewnienie o nie pre-renderowanym demie. CTO Yoshihisa Hashimoto podczas pokazu zmienił postaci kolor włosów i kilka innych elementów, po czym włączył je jeszcze raz – wszystko jest renderowane w czasie rzeczywistym i tak samo ma być w grach. Luminous ma zapewniać wiele niesamowitych możliwości, takich jak automatyczne dostosowywanie animacji postaci, w zależności od tego, jak jest obciążona, czy od podłoża, po którym się porusza. Brzmi fajnie? No to oglądamy:
Jak dla mnie „Agni's Philosophy” wygląda jak trailer wysokobudżetowego filmu w całości zrealizowanego przy pomocy CGI. Jeśli w demie Unreal 4 jakość oświetlenia robiła wrażenie, to tutaj nas oszołamia. Luminous ma być przeznaczony do gier typu cRPG (i im pokrewnych mutantach), co możemy odebrać tak: „Z pewnością jedna z nowych odsłon Final Fantasy będzie oparta na Luminous’ie”.

FOX Engine
Właśnie tyle (czyt. nic) informacji otrzymaliśmy na temat nowego silnika graficznego tworzonego specjalnie na potrzeby ojca serii Metal Gear – Hideo Kojimy.

„Kara”
Co prawda tech-demo „Kara” autorstwa Quantic Dream zostało zaprezentowane kilka miesięcy przed E3, jednak moim zdaniem zasługuje na wzmiankę. Nie wiem, czy należy tu mówić o jakości next-gen’ów, jednak filmik robi niemałe wrażenie. Podobnie jak w przypadku „Agni's Philosophy”, a w przeciwieństwie do Unreal 4 mamy tu dodatkowo ciekawą fabułę. Enjoy: 

-----------------------
P.S. Pusiek ostatnio przepraszała za jednodniowy poślizg z wpisem na swoim blogu. Ja chyba będę przepraszał do końca życia. Zaczynam od dzisiaj: przepraszam za moje lenistwo... :c

2 komentarze:

„Everything is connected. Connection is power.”


Watch_Dogs. Niewątpliwie największa niespodzianka i najgłośniejsza zapowiedź tegorocznych targów E3. Zapowiedź nowego IP ze stajni Ubisoft, które to IP uchowało się w tajemnicy przez ostatnie dwa lata. I pomimo tak dość długiego okresu produkcji panowie z Ubisoft Montreal (studio zajmujące się Watch_Dogs) poinformowali nas iż gra i tak wyjdzie nie wcześniej niż w 2013 roku.
SkyNET już jest
Ok., nowa gra. Ale o co tyle szumu i tyle zachwytów? O pomysł. Co prawda pewne jego elementy są nam bardzo dobrze znane, jednak tu chodzi również o sposób podania tego pomysłu. Pamiętacie filmy o Terminatorze? Jeśli tak, to powinniście kojarzyć coś takiego jak SkyNET. Sztuczna inteligencja mająca na celu kontrolę systemu komunikacji miejskiej, sygnalizacji świetlnej i kilku innych systemów miejskich. Takie było pierwotne przeznaczenie SkyNET’u (ale oczywiście coś tam poszło nie tak i… obejrzyjcie sobie filmy ;) ). Ekipa z Ubisoft pożyczyła sobie pomysł SkyNET’u, rozbudował kontrolę o kilka dodatkowych systemów (energetyka miasta, system kamer monitorujących miasto, sieci teleinformatyczne, połączenia bezprzewodowe i wszystko to, bez czego ciężko nam żyć w XXI wieku, przekształcili to w centralny system operacyjny miasta – w skrócie ctOS, a sztuczną inteligencję zastąpili żywym człowiekiem kontrolującym ów system. A nadzór nad tym wszystkim sprawują ogromne korporacje czerpiące zyski z informacji zebranych przez ctOS.
Cyberpunk v0.7
Akcja gry toczy się w Chicago, w dość bliskiej przyszłości (2013-2014?). Jeszcze nie zostało sprecyzowane, czy przyjdzie nam pokierować kilkoma postaciami, czy tylko jedną – Aiden’em Pearce’em – utalentowanym hackerem. Cele i idee jakie mu przyświecają są jak na razie niewiadome (Ubi nie kwapiło się do zdradzania szczegółów fabuły). Skoro Watch_Dogs ma być grą akcji, to jaki mamy asortyment? Dość ciekawy. Poza bronią palną w postaci pistoletów czy pistoletów maszynowych (te były zaprezentowane w gameplay’u) dostaniemy do dyspozycji takie kwiatki jak pałka teleskopowa (pałka teleskopowa!? W jakiej innej grze mieliśmy dostęp do pałki teleskopowej? Nawet w POSTAL’u jej nie było! Pierdoła, zgadza się, ale jaka fajna!) czy hakowanie ctOS. Co nam to da? Nielimitowany dostęp do informacji o osobach, które mijamy, możliwość zagłuszania sieci bezprzewodowych i telefonicznych, kontrola sygnalizacji świetlnej, możliwość namierzenia naszego celu i wiele innych.
W sieci raźniej
Skoro sieć odgrywa tak istotną rolę w grze, to czemu nie przenieść  tego na zewnątrz? Ubisoft nie przedstawił szczegółów związanych z tym aspektem gry, jednak pokazał coś innego. Aplikację na iPad’a (na innych platformach również powinna wylądować) zawierającą bardzo szczegółową mapę miasta, z licznymi opisami, pozwalającą planować nasze kolejne ruchy, z możliwością śledzenia poczynań własnych jak i naszych znajomych. Wiemy również, że będzie miała miejsce jakiegoś typu interakcja między graczami. Będą mogli sobie zarówno pomagać, jak i przeszkadzać. Właśnie, kolejny aspekt, którego jeszcze nie poruszyłem. W Watch_Dogs nasz charakter, czy sposób realizacji zadań nie jest z góry określony. Jesteśmy „szarzy” i w zależności od tego w jaki sposób wykonujemy kolejne misje możemy się „wybielić” lub „pobrudzić” do końca. Według słów osób prezentujących grę zaprezentowana na gameplay’u kraksa samochodowa na skrzyżowaniu nie jest jedynym sposobem na dorwanie naszego celu. Równie dobrze możemy śledzić go aż na parking i tam po cichu go wyeliminować. Bez niepotrzebnego chaosu, zadymy, mieszania w to osób postronnych.
O grafice i skryptach
Ubisoft prezentuje moim zdaniem dość ciekawe, lecz działające podejście w kwestii grafiki i rozwiązań technicznych. Assassin’s Creed potrzebował konkretnych mechanizmów i rozwiązań, więc inżynierowie (których to dyrektor wykonawczy Ubi sobie chwalił) napisali od podstaw silnik dla Asasyna. Sytuacja miała się podobnie przy Splinter Cell’u i Ghost Recon’ie i podobnie ma się w przypadku Watch_Dogs. Dwa lata to nie mało i ten czas nie został zmarnowany. Mając na uwadze rozmach i ogrom docelowego świata gry, jej swobodę tak bliską serii GTA Ubisoft Montreal potrzebował czegoś potężnego. Na zaprezentowanym materiale było to widać. Żywe miasto, pełne unikalnych obywateli (przynajmniej w zapowiedzi), zmieniające się warunki atmosferyczne, reklamy, światła i neony na ulicach, a to wszystko tak pełne szczegółów! Szczerze to nie wiem który inny multiplatformowy tytuł mógłby pochwalić się taką jakością grafiki. Tylko jedno małe „ale”. Gameplay co prawda rozegrany padem, ale podłączonym do blaszaka, a jak wiadomo: jeśli do PC’ta wrzucimy tonę najnowszych podzespołów, to konsole obecnej generacji mogą się schować (co mnie, gracza konsolowego smuci i niepokoi) .
Kwestia skryptów przewijała się tu ostatnio dość często, więc tym bardziej ciężko mi ją pominąć. Watch_Dogs nie jest grą wolną od klątwy skryptów, jednak broni się niezwykle wytrwale. Dowód? W trwającym niespełna 10 minut zaprezentowanym gameplay’u naliczyłem dwa, może trzy skrypty (scena w klubie z naszym kontaktem i z tą babką, oraz scena kolizji na skrzyżowaniu). W przeciwnym narożniku mamy Tomb Raider z trzema gameplay’ami trwającymi po 4-5minut. W każdym z nich w ciągu jednej minuty można naliczyć chyba więcej niż trzy skrypty.
Nadzieja matką głupich?
Gra posiada niezwykły potencjał, masę ciekawych pomysłów i zapowiada się na wysoce grywalną (zadbają o to dodatkowo elementy sieciowo-społecznościowe, w których obecność nikt nie wątpi, prawda?). Budzi nadzieje i na coś świeżego w kostniejącym powoli rynku gier akcji. Watch_Dogs dołącza do grupy Najbardziej Oczekiwanych Premier 2013. Oj, to nie będzie łatwy rok dla graczy…

6 komentarze:

Ostatni z nas, ostatni z was


Nie byłbym sobą jeśli nie napisałbym o nowym dziecku Naughty Dogs – The Last of Us. Tak, twórcy przygód Nathan’a Drake’a chcą nas uraczyć czymś nowym. Tylko ile jest tej nowości w nowym?
Niedaleka przyszłość. Ludzkość została zdziesiątkowana przez jakiegoś grzyba, który najpierw uśmierca ofiarę, a później przejmuje nad nią kontrolę. Miasta leżą w ruinie, a Matka Natura upomniała się o swoje. Scenerie wyglądają niesamowicie, jednak nie jest to postapokaliptyczny obraz świata jaki wyrył się w mojej głowie. Bliżej mu do tego z Enslaved: Odyssey to the West. Jak łatwo się domyślić brakuje wszystkiego. Od pożywienia, przez lekarstwa a na amunicji kończąc. Niektórzy z ocalałych popełniają samobójstwa gdyż nie wiedzą jak żyć w tym świecie, inni łączą się w niewielkie grupy, gangi plądrujące wszystko co się da, a inni żyją z dnia na dzień podróżując, szukając schronienia i usilnie nie dają się zabić. Właśnie kimś takim przyjdzie nam pokierować – Joel’em, dojrzałym facetem, popchniętym na skraj wytrzymałości , zmuszonym do robienia strasznych rzeczy w imieniu przetrwania. Nasz Joel nie jest jednak w swej podróży osamotniony. Towarzyszy mu młoda (o ile nie nastoletnia) Ellie, o której wiemy tyle, że nie jest spokrewniona z Joel’em oraz, że w pewien sposób pogodziła się z otaczającym światem, co może wynikać z tego iż urodziła się już po „apokalipsie”.
W zasadzie to chyba wszystko co wiemy o The Last of Us. Kolejna, zapowiadana na dojrzałą, historia łącząca losy bohaterów i zapewniająca niesamowite emocjonalne doświadczenia. Ostatnio słyszę to chyba zbyt często.  Pretensje mam do producentów gier za to, że wszyscy reklamują swoje produkcje tymi samymi hasłami. Naughty Dog może przecież reklamować się czymś innym.  Przecież to na ich serii Uncharted jest obecnie wzorowana praktycznie co druga produkowana obecnie gra (celowo generalizuję).

Przytoczę jeszcze wypowiedź Neil’a Druckmann’a - szefa działu kreacji:
„Ta historia ma swoje specyficzne momenty, ale między nimi naprawdę chcemy otworzyć środowisko i pozwolić wam na eksplorację. Dzięki temu sami zdecydujecie, na ile oddalić się od wyznaczonej ścieżki i odnaleźć te narracyjne momenty, które powiedzą wam nieco więcej o tym, kim są Joel i Ellie, a także ukażą ich odmienne punkty widzenia świata. Będziecie nawiązywać sojusze z innymi bohaterami. W tej chwili po prostu skupiamy się na Joelu i Ellie, ale mamy przygotowaną szeroką paletę postaci, o których do tej pory nie wspominaliśmy.”
The Last of Us jest napędzane lekko zmodyfikowanym silnikiem wykorzystanym w ostatniej części przygód Drake’a  (Uncharted III: Drake’s Deception). Modyfikacje silnika były wymuszone przez chęć udostępnienia nam większy przestrzeni umożliwiających jako taką eksplorację. Tak, „wielki otwarty świat” uderza ponownie. Po trzech częściach tunelowego Uncharted ciekaw jestem jak im to wyjdzie.

Jest jednak coś, co mnie urzekło w tej grze. I nie chodzi mi tu o wyłączność tytułu dla PS3. Chodzi mi o masę drobnych smaczków, licznych niuansów budujących razem coś wspaniałego.  O bajecznej grafice pełnej detali, tak bogatej w szczegóły tylko napomknę. Zachwyciły mnie takie motywy jak:
  • Facet, którego wzięliśmy jako zakładnika zaczął się wyrywać gdy my zaczęliśmy celować do innego przeciwnika.
  • Przeciwnicy nie są głusi i reagują na hałasy. Jeden z nich, kryjący się za przeszkodą usłyszał dźwięk pustego bębenka i uraczył nas tekstem, że zna ten dźwięk – nie mamy naboi.
  • Życie nam się samo nie regeneruje! Musimy sięgnąć do plecaka po apteczkę.
  • A jak już sięgamy do plecaka po cokolwiek, to to zajmuje czas, jest animacja zdjęcia plecaka i wyjęcia tego co potrzebujemy
  • Gdy jesteśmy duszeni przez napastnika to powolutku spada nam pasek życia

Pomimo, a może właśnie ze względu na obecność postaci Ellie gra wydaje się być brutalna. O brutalności w postaci pierdyliarda trupów możemy zapomnieć, to nie te czasy, to już nas nie rusza i dlatego wszyscy (Crystal Dynamics z Tomb Raider, Quantic Dream z Beyond i Naughty Dog z Last of Us) chcą przedstawić nam nowy wymiar brutalności – coś, co nas ruszy.  A scena w której Joel  okłada się po mordzie z jakimś kolesiem by w końcu go wykończyć  mnie poruszyła. To wyglądało tak naturalnie i tak strasznie...
Co by nie mówić gra zapowiada się bardzo dobrze, posiada niesamowity potencjał oraz zasoby w postaci doświadczenia ekipy Naughty Dog i „pleców” Sony. Sukces komercyjny jest murowany, już o to odpowiednie osoby zadbają. Jednak mam nadzieję, że będzie to sukces naturalny, niewymuszony i zasłużony. Szkoda, że dopiero w 2013 roku.

9 komentarze:

Star Wars 1313


Encore Star Wars
Dosłownie kilka dni przed targami E3 LucasArts uraczyło nas zapowiedzią nowej gry osadzonej w gwiezdnowojennym uniwersum. Dla jednych być może zabawnie brzmiący tytuł Star Wars 1313, a dla innych był powodem nie lada zagwozdek i domysłów (gwiezdnoweojenny CT-1313 to kodowa nazwa Boby Fett’a) a w ostateczności okazał się jednym z poziomów planety-wszechstolicy Coruscant (Coruscant jest planetą-miastem liczącą 5000 poziomów).  Czym jest poziom 1313? Czymś w postaci podziemia (dosłownie), zamieszkałego przez wszelkiej maści wyrzutków, kryminalistów, łowców nagród, najemników i co tam sobie jeszcze domyślicie. Kojarzycie może Stację Omega z Mass Effect’a? Level 1313 to taka Omega do kwadratu, tyle że brudniejsza.
Projekt o tyle ciekawy, że jest to: a) zupełnie nowe IP ulokowane w Star Wars; b) pierwsza gra od czasów Star Wars: The Force Unleashed II, która od początku do końca jest tworzona wyłącznie przez studio LucasArts (co prawda projekt jest silnie wspierany przez Lucasfilm Animation, Industrial Light and Magic, oraz Skywalker Sound; ale nadal nie ma tam nikogo spoza ogródka Lucas’a).
Star Wars spotyka Uncharted
Co jeszcze wiadomo? Przyjdzie nam się wcielić w młodego , jak na razie bezimiennego (tak, LucasArts uwielbia wypuszczać tego typu informacje baaardzo stopniowo i jeeeeszcze wolniej), bounty hunter’a. Yeap –zero Jedi, zero Sith’ów, zero Mocy i brak miecza świetlnego w ekwipunku. W zamian za to masa broni palnej i wszelkiej maści gadżetów umilających nam rozgrywkę. Rozgrywkę tak bardzo wzorowaną na serii Uncharted od Naughty Dogs, że nie wiem co o tym myśleć. Biegamy, kryjemy się za przeszkodami, strzelamy zza osłon, „cicha eliminacja” przeciwników oraz elementy platformowe żywcem wyciągnięte z przygód Drake’a.  Ja rozumiem, że to się świetnie przyjęło i jeszcze lepiej sprzedało, ale sądzę, że nie zaszkodziłoby trochę własnej inicjatywy. Ciężko cokolwiek powiedzieć o naszym podopiecznym, gdyż za wiele to on się nie nagadał na zaprezentowanym materiale.
Stary, ale jary Unreal 3
Ekipa nie chciała się przyznać na jakim silniku jest oparta ich nowa gra, co jednak nie przeszkodziło nam w uzyskaniu tej informacji. Gra bazuje na podrasowanym, wysłużonym już, silniku Unreal 3. Jednak w połączeniu z technologiami Lucasfilm Animation efekt jest porażający. Postaci poruszają się niesamowicie naturalnie, a jakość grafiki… Miód dla oczu.  Jednak czy to wystarczy by odnieść sukces i zatrzeć niemiłe wspomnienie Force Unleashed II?


Mrok
Obecnie jest bardzo dużo niewiadomych w równaniu Star Wars 1313. Zapewniono nas jednak o czymś bardzo istotnym. Ma to być gra dorosła, przeznaczona dla dojrzałego odbiorcy, pełna mroku i cieni opowieść osadzona między nową a starą trylogią. Wśród łowców nagród nie istnieją określenia „dobry” czy „zły”, ich świat jest malowany odcieniami szarości. Mamy otrzymać coś zupełnie innego niż to co było nam dane we wcześniejszych produkcjach, animowanym serialu, czy nawet w filmach. Przed naszymi oczami ma się ukazać nieznane dotąd oblicze uniwersum Gwiezdnych Wojen. Z pewnością będzie to oblicze liniowe w rozgrywce, jednak nie oczekujmy niczego innego! Dominic Robilliard, dyrektor kreatywny (tak to się tłumaczy na nasze?) w wywiadzie dla GameFront opisał Star Wars 1313 w następujący sposób:

It’s more of a crafted roller coaster ride. You’re not going to have much freedom where you go location-wise, but again within those levels you will have more freedom than you might expect.

Czyli? Czyli otrzymamy liniową, jednak nieźle pokręconą i szaloną przejażdżkę, która zawróci nam w głowie. A przynajmniej mam taką nadzieję. Podobnie jak mam nadzieję na to by rozgrywka potrwała „trochę” dłużej niż ta zafundowana nam w Force Unleashed II.
Gwiezdne Wojny: Nowa Nadzieja
Obecnie jest zbyt wcześnie by cokolwiek prorokować, jednak jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i ekipa z LucasArts nie wywinie nam takiego numeru jak Crystal Dynamics przy Tomb Raider, to czeka nas niezwykła przygoda i bardzo dobra gra. Nie potwierdzono jak na razie platform docelowych, jednak można się spodziewać X360, PS3 oraz PC, a datę premiery równie dobrze mogę Wam wywróżyć z fusów mojej porannej kawy.  
Nazwijcie mnie naiwnym, czy jakkolwiek inaczej chcecie, jednak zaprezentowane niecałe 4 minuty materiału wideo oraz opublikowane informacje nakręciły mnie na tą grę bardziej niż na jakąkolwiek inną grę osadzoną w uniwersum Star Wars od czasów pierwszej części Force Unleashed. Dla LucasArts Star Wars 1313 jest ich nową nadzieją.

4 komentarze:

Podstrona z E3


Zebrało mi się kilka tekstów w dość szybkim czasie, które powinny zostać opublikowane najlepiej w tym samym czasie, w związku z czym utworzyłem podstronę dedykowaną moim tekstom o grach z E3. Znajdziecie tam odnośniki do konkretnych wpisów, więc nie musicie się bawić w cholerne przewijanie całej strony, czy szperaniu w, co prawda krótkim - ale jednak, archiwum.


Miłej lektury! :)


Pewnie będę tego później żałował, ale... co mi tam ;)

0 komentarze: