Czy warto przeżyć to jeszcze raz?

Wczoraj w nocy ukończyłem jedną z moich ulubionych gier dzieciństwa, mającą już ponad 10 lat Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast. Grę, która za dzieciaka doprowadzała mnie często do czystej furii – głównie dlatego, że moja znajomość języka angielskiego w tamtych czasach była wyrażana w stopniach beznadziejności. Muszę przyznać, że i dzisiaj gra ta momentami sprawiała mi niemałe trudności wynikające z nazbyt dużego przyzwyczajenia się do współczesnych produkcji – często tak bardzo tunelowych.
Uhm… Chyba powinienem zacząć od wyjaśnienia dlaczego zabrałem się do grania w taki „staroć”. Powody są co najmniej trzy i proszę, nie każcie mi wskazywać który z nich jest najważniejszy.

W jednym ze swych ostatnich postów Pusiek rozważała „Czy naprawdę kiedyś było lepiej?”, gdzie spora część tekstu była poświęcona starym grom oraz temu jak i dlaczego się zmieniały. W dużym uproszczeniu: poza wieloma dobrodziejstwami wynikających z rozwoju branży i technologii otrzymaliśmy również drugą stronę medalu – lwia część produkcji, wbrew temu o czym zapewniają nas producenci, stała się maszynkami do zarabiania pieniędzy. Gry mają być łatwo dostępne i przystępne, najlepiej dla jak najszerszego grona odbiorców, a co za tym idzie stają się prostsze. Zamiast spędzić pół godziny próbując dostać się na tą cholerną półkę skalną/platformę dostajemy 1-2 minutową oskryptowaną scenkę z QTE. Gry zamiast być wciągającymi i angażującymi przygodami, wymagającymi od nas ruszenia szarymi komórkami, stają się (mniej, lub bardziej) ładnym widowiskiem dla oczu. Ciężko się z tym wszystkim nie zgodzić, mimo iż jest w tym dużo gorzkiej prawdy. Po przeczytaniu pusiowego tekstu zechciałem sprawdzić jak na tle współczesnych tytułów i z perspektywy czasu wypada jedna z moich ulubionych gier.
Jakiś czas temu miałem okazję zobaczyć jak Piko kieruje swoją chyba najbardziej lubianą protagonistką – Larą Croft w Tomb Raider III: Adventures of Lara Croft, grze jeszcze starszej niż opisywany przeze mnie na początku Jedi Outcast. Nigdy nie przypuszczałem, że gra, którą zna się chyba na pamięć, może wzbudzić aż tyle emocji, czy tak bardzo zaangażować. Pamiętajcie, że mówimy o grze w której postacie kiwają głową by było wiadomo że coś mówią i gdyby pokazać trzecią część przygód Pani Archeolog przeciętnemu 15-latkowi to jestem pewien dwóch rzeczy: a) zarówno my jak i gra zostalibyśmy wyśmiani przez dzieciaka; b) ów dzieciak miałby niesamowite problemy (o ile w ogóle by sobie poradził) z przejściem jednego z pierwszych etapów gry – jak wspomniałem, przyzwyczajenie do współczesnych gier „korytarzowych”. Widząc jak Piko gra w Tomb Raider III zapragnąłem doświadczyć tego samego zaangażowania i zostać porwanym w tę szaloną przygodę.
Od kilku dobrych miesięcy mam ogólny problem z grami. To już nawet nie chodzi o to, że ostatnimi czasu nie wyszło nic ciekawego, czy godnego uwagi, bo mam kilka starszych gier na półce, w które chętnie zagrałbym jeszcze raz. Problem w tym, że jakoś specjalnie mnie nie ciągnie. Mass Effect’y grałem zbyt niedawno, Wszystkie Uncharted są podobne, od kiedy nie mam drugiego pada mordoklepki odpadają, na Killzone’y i inne strzelanki nie mam ochoty, a Guitar Hero nie chce mi się wyciągać, podłączać i szukać dobrych baterii… Nie wspominając o moim syndromie zaczynania-i-nie-kończenia gier, istny horror, mówię Wam. Nie mam pojęcia z czego to wynika. Rozleniwiłem się do tego stopnia, że nie chce mi się grać? Świetne tytuły mnie nudzą przy trzecim podejściu? Może jednak nie były takie świetne? Pamiętam, że po zakończeniu Mass Effect 3 czułem niemiłosierny niedosyt. Potrzebowałem czegoś mocnego, grywalnego i z zakończeniem. Może dlatego boję się odpalić konsolę, bo wybiorę grę, która nie ma jednego z tych elementów? Wtedy zacząłem się zastanawiać nad starymi grami, tymi, które porwały mnie na masę godzin, od których nie chciało się odchodzić…
Wybór padł na  przygody Kyle’a Katarn przedstawione w Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast z 2002 roku. Za produkcję odpowiada studio Raven Software, twórcy takich tytułów jak obie części Soldier of Fortune, Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy, Quake 4, Wolfenstein (2009) czy Call of Duty: Modern Warfare 3 (oczywistym jest, że nie możemy mówić o tej samej ekipie). Oczywistym jest, że gra zakończy się happy end’em, w końcu to Gwiezdne Wojny. Jednak sama fabuła, mimo iż nie jest zbytnio rozbudowana, interesuje gracza – nie jest koniecznym dodatkiem do gameplay’a. Zachwyciły mnie smaczki dla fanów w postaci nawiązań do filmowej sagi (gra dzieje się kilka lat po Powrocie Jedi). Wspaniale prezentują się również ogromne mapy, które nie ograniczają się do dwóch korytarzy i jednej wielkiej sali. I to właśnie przysporzyło mi kłopotów – nie nieznajomość języka, czy problemy ze sterowaniem/akrobacjami, bo tych po 10 latach już nie mam. Momentami można się na mapie zgubić, albo po prostu nie wpadniesz na to, że możesz gdzieś doskoczyć, a tam znajdziesz ukryty przełącznik…  Wiecie co jeszcze jest fajne? Mimo iż jest to gra typu TPP/FPP z elementami platformowymi i strzelanki, to w przeciwieństwie do standardowych już dzisiaj 5-10 godzin rozrywki, Jedi Outcast dał mi tych godzin przeszło 17. I nawet tego się nie odczuło.
Jakiś czas temu pisałem o zapowiedzianej niedawno nowej grze osadzonej w uniwersum Gwiezdnych Wojen – Star Wars 1313. Co jak co, ale mógłby być „duchowym spadkobiercą” Jedi Knight’a, co prawda bez mieczy świetlnych i Mocy, ale właśnie to otwiera masę nowych możliwości twórcom. Obecnie żywię nadzieję iż ta nowa produkcja okaże się być początkiem renesansu gier spod znaku miecza świetlnego.  I o ile nie zrobią kolejnego klona Uncharted, to 1313 ma szanse stać się właśnie taką grą, na jaką liczę.

Do czego zmierzam. Nie uważam grania w stare gry za przejaw hipsterstwa, czy próbę przypomnienia sobie „jak to było za dzieciaka”, bo nie, nie chciałbym wracać do tamtych czasów. Uważam natomiast, że jest to niemy krzyk do producentów gier o to by dostrzegli w nas, graczach, coś więcej niż bankomat. By widzieli nie tylko niedzielnych graczy. Jest to również niemy krzyk do nas samych – byśmy wspomnieli i docenili te wszystkie niezapomniane przygody, które mieliśmy okazję przeżyć jako Kyle Katarn, Lara Croft, Max Payne, czy inny z naszych ulubionych protagonistów.

Jedi Outcast udowodnił mi iż stare gry potrafią nadal zaskakiwać, zachwycać i przykuć nas do monitora na długie godziny. Druga odsłona Jedi Knight okiełznała w pewnym stopniu mój wewnętrzny niepokój, więc może w końcu się przełamię i odpalę konsolę…

----------------------------------------------------
Od jakiegoś czasu cierpię na niemożliwy wręcz brak inwencji twórczej, wena mnie opuściła a pomysły wyfrunęły przez okno. W związku z tą dość nieprzyjemną sytuacją pragnę wszystkich szczerze przeprosić oraz prosić o odrobinę wyrozumiałości. 
Inna kwestia, że w komentarzach możecie mi podrzucać pomysły, albo napisać o czym chcielibyście poczytać :)

11 komentarzy:

  1. Na początku chciałbym pogratulować Ci ciekawych wpisów. Wielokrotnie próbowałem wrócić do starszych gier, na których się wychowywałem, ale zazwyczaj niestety z marnym skutkiem. Najbardzej odrzucała mnie niewielka rozdzielczość, której nie dało się dopasować do ekranów panoramicznych przez co zmuszony byłem do grania z wielkimi paskami po bokach. Jedi Outcast i Jedi Academy przeszedłem w zeszłym roku i moim zdaniem są jeszcze grywalne. Tak samo jak NWN 1 (choć do BG już się nie przemogę). Jeśli nie masz pomysłu napisz o grach do których warto wrócić, co je wyróżnia na tle dzisiejszych produkcji, czy są kompatybilne z windowsem 7, czy mechanika nie zestarzałą się za bardzo itp. Najlepiej z każdego rodzaju, żeby każdy był zadowolony :) Pozdrawiam i życzę wielu pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiałem tę grę, niestety (z niewiadomego mi do dziś powodu) nigdy nie udało mi się jej dokończyć. A obecnie ta gra nie pójdzie na żadnym nowym sprzęcie :/


    by S@git

    OdpowiedzUsuń
  3. S@git, chłopcze, o czym Ty gadasz? Bez najmniejszego problemu grałem pod Windows'em 7, bez żadnych sztuczek czy czegokolwiek innego :)

    Konrad, dziękuję. Powiem Ci, że jakość tekstur czy grafiki nawet nie jest taka straszna, wręcz przeciwnie - budzi wspomnienia, mnie to urzekło. Jedynie ta rozdzielczość w proporcjach 4:3 i brak wsparcia dla panoramicznych wyświetlaczy... Pomysł rzeczywiście ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ależ drogie dziecko, problemem nie jest system, a karta graficzna i jej sterowniki. Wielokrotnie próbowałem ją uruchomić na starszej niż obecnie wersji ATI i niestety bez rezultatu

    by S@git

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze nie wiem w czym tkwi problem, bo sprawdzałem na PC'cie brata, który mam dość mocne podzespoły i wydajnego Radeon'a, na którym śmiga bez problemu...

      Usuń
  5. Generalnie to nie jest tak, że obecne gry są uproszczone na maksa bo wstrętne casuale itp. Po pierwsze my już jesteśmy starsi i nie mamy czasu na zbyt długie siedzenie nad jednym tytułem. Pamiętam, że za dzieciaka spędziłam miesiąc na jednej misji z "Mafii". Dzisiaj w takiej samej sytuacji zmieniam poziom trudności i lecę dalej, moje życie zbyt gna do przodu żeby się zadręczać jedną produkcją.
    Po drugie przez to że dorośliśmy mamy też więcej kasy na gry. Nie musimy grać w to co się nawinie, ale w to co nas interesuje. Możemy ograć mnóstwo tytułów i właściwie nic nas nie ogranicza oprócz zasobności własnego portfela.
    Stare gry są fajne, ale raczej dlatego, że to pewna nostalgiczna podróż, a nie z powodu jakości jako takiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uproszczone na maksa - nie. Mniej wymagające - tak. Jesteśmy starsi, jednak nie przeszkadza to egzystencji szwadronów dzieciaków o połowę od nas młodszych, którym rodzice, ciocia czy inna babcia kupią w prezencie GTA 8, Postal 5 czy jakąkolwiek inną grę z kategorią wiekową 18+/R i wszelkimi możliwymi ostrzeżeniami PEGI. Ilość odbiorców jest znacznie większa. Zgodzę się z tym, że mamy mniej czasu niż kiedyś, jednak producenci zaczynają popadać w jakąś skrajność objawiającą się tym iż przejście "co drugiej" (generalizuję) gry zajmuje 5-8 godzin. Owszem, są chlubne wyjątki.
      Co do finansów, to kiedyś było tak samo. Jeśli miałaś kasę, to mogłaś kupować. Jeśli nie oryginały, to jeździło się na giełdę elektroniczną (stołówka PWr, albo koło dworca Świebockiego) a tam to już się chodziło i wybierało w tytułach. Później nadeszła w Polsce era powszechnego internetu, a co za to idzie dostęp do gier był jeszcze łatwiejszy.
      Stare gry są fajne, jednak nie tylko ze względu na nostalgię z nimi związaną. Skoro nie jakość to co zadecydowało o tym, że Mafia II, Max Payne 3 czy ostatni Splinter Cell nie są w stanie zrównać się w ocenach graczy ze swoimi poprzednimi odsłonami?

      Usuń
    2. Ależ to oczywiste, że są mniej wymagające! Jeśli ustawimy poprzeczkę za wysoko i nie będzie jak jej obniżyć to zawsze ryzykujemy tym, że stracimy potencjalnych fanów. Po drugie osobiście uważam, że ponieważ rynek jest tak szeroki to jest w nim i miejsce na gry na 8 godzin dla wszystkich, którzy wolą coś skończyć i mieć z głowy, jak i na dłuższe produkcje dla tych, którzy przysłowiowo liżą ściany. Jeśli się kupuje gry z głową to naprawdę trudno się naciąć i kupić coś za krótkiego na nasze wymagania.
      Kupowanie dzieciakom gier dla dorosłych to nigdy nie był dla mnie problem :p Sama jestem takim dzieckiem :p
      Kiedyś problemem nie były pieniądze, a możliwości komputerów. Obecnie wsadzam sobie płytkę do konsoli i jazda, ale wciąż pamiętam czasy kiedy trzeba było odinstalować jedną grę żeby zagrać w drugą, albo wymienić pół kompa, żeby coś wreszcie stało się grywalne.
      A dlaczego nowe wcielenia zawiodły fanów? Kolejny raz: nostalgia. Gdyby odłączyć te gry od swoich przodków i traktować jako oddzielne byty to najprawdopodobniej spotkałyby się z cieplejszym przyjęciem. Ludzie nienawidzą szargania świętości, czy jest to Doda z Biblią czy developerzy robiący z Lary Croft płaczliwą siksę. Dlatego też są to gry, które naprawdę dobrze się sprzedają, ale w większości są artystyczną klęską.

      Usuń
    3. Ale przecież mogły by być tak samo wymagające jak kiedyś, z możliwością obniżenia poziomu, nic nikomu by się nie stało - gracze usatysfakcjonowani i producenci zadowoleni.
      To, że jesteś takim dzieckiem teraz wiele mi wyjaśnia... :P
      Aż przytoczę Twoje włase słowa: "Po drugie przez to że dorośliśmy mamy też więcej kasy na gry. Nie musimy grać w to co się nawinie, ale w to co nas interesuje." Kiedyś też tak było. Teraz piszesz, że kiedyś problemem były możliwości komputerów. Powiem Ci, że nic się nie zmieniło na tym polu. Oczywiście mówię o PC'tach, gdzie nadal by zagrać w najnowsze produkcje w przyzwoitej jakości musisz mieć mocny sprzęt i co jakiś czas go modernizować. To, co się zmieniło, to upowszechnienie się w domach konsol. Przedstawiony przez Ciebie problem nadal istnieje.
      Jak widać na przykładzie ostatniego Mortal Kombat czy Deus Ex: HR da się zrobić dobrą (o ile nie bardzo dobrą) kolejną odsłonę serii, która zadowoli zagorzałych fanów oryginału.

      Usuń
    4. Dobre gry mają przynajmniej kilka poziomów trudności. Z tytułów AAA chyba jedynie Assassin's Creed to samoprzechodzący się samograj. Reszta gier ma możliwość podniesienia poziomu trudności.
      Zarówno MK jak i DE to dla mnie właśnie oddzielne byty i jako, że nigdy nie grałam w oryginały po prostu nie mogę ich ocenić przez pryzmat kolejnych części kultowych produkcji.
      No i przepraszam, możliwe że u ciebie było inaczej, ale gdy byłam dzieckiem gry sponsorowali mi rodzice, teraz sama jestem panią tego w co gram i mogę kupić co mi się żywnie podoba.

      Usuń
    5. U mnie oczywiście część gier również sponsorowali rodzice, ale przynajmniej raz w miesiącu wyciągało się tatę by pojechał z nami na wspomnianą giełdę elektroniczną, gdzie wydawało się ostatnie zaskórniaki na Quake 3, Unreal'a czy inne gry :)

      Usuń